Dwoje dzieci (dwie dziewczynki) Marcina i Katarzyny odeszło za
wcześnie. Gdy 3 sierpnia 1528 roku zmarła zaledwie dziewięciomiesięczna
Elżbieta, rodzice byli pogrążeni smutku.
Przed pięcioma wiekami śmiertelność dzieci, z uwagi na zupełnie inne warunki
higieniczne, była dużo wyższa niż dzisiaj. Właściwie bardzo rzadko kiedy
wszystkie z nich dożywały wieku dorosłego. Filip Melanchton również pochował
swojego dwuletniego syna Jerzego. Można powiedzieć, że śmierć nie była tak
bolesnym doświadczeniem dzięki swojej powszechności (umierali przecież młodzi i
starzy, dostępność do lekarstw była przywilejem, w jednym domostwie mieszkały
wielopokoleniowe rodziny…). Tym niemniej jestem przekonany, że poczucie straty
i żalu nie traci na swojej ponadczasowości. Wielkim pocieszeniem dla
strapionego ojca była wieść, że Katarzyna ponownie spodziewa się dziecka.
Doktor Marcin napisał 28 lub 29 sierpnia 1528 do Eberharda Brisgera z Altenburga: „Mam inną córeczkę w macicy…” (WA BR 4, 1310,
9-10). Ta myśl może wydawać się dziwaczna, w tamtych czasach była z pewnością
niezrozumiała i stanowiła powód do zdumienia. Gdy jednak uświadomimy sobie, w
jakim momencie, przez pryzmat jakich życiowych doświadczeń została ona
sformułowana, dostrzeżemy jej
wyjątkowość i rewolucyjność zarazem, której reperkusje można znaleźć w
rzeczywistości współczesnych par czekających na dziecko.
„Mam inną córeczkę w macicy…” – te pięć („Filiolam aliam habeo in utero") jakże osobistych słów chyba
najpełniej odzwierciedlają ojcowską radość z dobrej nowiny. Doktor Marcin
identyfikuje się zarówno ze swoją żoną jak i jeszcze nienarodzonym dzieckiem.
Czas pokaże, iż jego przeczucie nie było pomyłką – 4 maja 1529 roku przyszła na
świat kolejna córka, Magdalena. Luter
pragnie w tych słowach przeżyć wspólnie okres ciąży, wie, że jego żona, dziecko
i on stanowią jedno, reformator przyznaje, że jest tym samym, co Katarzyna,
jeśli chodzi o oczekiwanie następnego życia. Pionierstwo tej wypowiedzi
przekracza jakiekolwiek schematy intelektualne!
„Mam inną córeczkę w macicy…” – cytowana myśl, Szanowni
Państwo, jest wyjątkowa również pod względem wiedzy medycznej na temat roli
ojca w procesie poczęcia. Około 400 lat po Lutrze, na początku Republiki
Weimarskiej, dyskutowano w kręgach intelektualistów, czy coś tak obscenicznego
jak męskie nasienie może uczestniczyć w powołaniu nowego życia. Sprzeciwiała
się temu m. in. światowej sławy niemiecka aktorka i piosenkarka, Marlene
Dietrich. Tajemnicę dziedziczenia rozwiązano ostatecznie w oparciu o dokonania
nowoczesnej genetyki molekularnej w latach 70-tych i 80-tych ostatniego
stulecia. Ojciec Reformacji najwidoczniej nie miał w tym względzie wątpliwości
– słowami „Mam inną córeczkę w macicy…” wyraża dobitnie,
że noszone przez Panią Doktorową w łonie dziecko, stanowi jego część. Ba, to
upragnione życie jest taką samą częścią Katarzyny jak i Marcina! Skoro więc ona
może „mieć w macicy” ich wspólne dziecko, to on także… Opłakujący stratę córki
ojciec dowodzi jednocześnie, jak bardzo chce i wyczekuje następnego potomka. Taka
postawa budzi nawet teraz szacunek! Przed pięcioma wiekami nie tylko
śmiertelność dzieci, ale i sama dzietność była powszechna. To są dwa spośród
wielu wyznaczników społeczeństwa rozwijającego się. Czworo, pięcioro potomków
to swoisty standard, chciałoby się rzec „minimum przyzwoitości” (a propos jakże
odmienny od aktualnego stanu rzeczy…). Rodziny, choć z sobą zżyte, nie
przywiązywały zbytniej uwagi do emocjonalnej strony relacji międzypokoleniowej.
Słowna euforia Lutra, wszechogarniająca radość i wyczekiwanie są jedyne w swoim
rodzaju i urzekają…
„Mam inną córeczkę w
macicy…” było na tyle rewolucyjne, że po 450 latach nadano tym słowom zupełnie
inny wymiar. Zmieniający się obraz człowieka jako indywiduum
cielesno-duchowego, nowe zdefiniowanie życia (czy jest nim płód, a może
narodzone dziecko…) dokonały istotnych przemian w nowoczesnym położnictwie. Dzisiejsi
tatusiowie, niezwykle identyfikujący się z matkami i dziećmi, mogą uczestniczyć
zarówno w szkole rodzenia jak i samym porodzie. Ten innowacyjny pomysł
wprowadziły w latach 50-tych ubiegłego stulecia Stany Zjednoczone, kraj
protestancki (kto wie, może inspirując się myślą Lutra…). Obecność ojców sprawia, że rodząca matka czuje się pewnie,
nie jest bowiem sama. Niektórzy wyuczeni w czynnościach mężowie pragną przeciąć
pępowinę i pomóc w ułożeniu dziecka na brzuchu matki. Doświadczeni
położnicy spekulują, iż świadome i aktywne odbywanie porodu we dwoje daje ojcu
pełne poczucie akceptacji potomka i eliminuje obawy przed kontaktem fizycznym z
maleńkim dzieckiem. Istnieją tezy o negatywnym wpływie obecności ojca przy porodzie na
kształtowanie się więzi rodzinnych. Jedni twierdzą, że takie uczestnictwo jest
przyczyną separacji, rozwodów. Literatura medyczna nie pozostawia jednak
złudzeń: obserwuje się zdecydowanie więcej pozytywnych skutków uczestnictwa
ojca w porodzie w porównaniu z negatywnymi. Nic zatem dziwnego, że zachodnie
kraje katolickie, jak np. Francja w 1954 roku, umożliwiły tatusiom obecność na
sali porodowej. W Polsce odnotowano
pierwszy tego typu poród w 1983 roku (2).
I kolejny aspekt pokazujący nieprzeciętność słów „Mam inną córeczkę w macicy…”: jak wcześniej, Luter pisząc je, naraża
się na niezrozumienie, a kto wie – może i drwinę. To jednak nie przeszkadza
szczęśliwemu ojcu w takim a nie innym określeniu własnej radości, które nie
tylko uatrakcyjnia wypowiedź listowną, ale przede wszystkim podkreśla
indywidualny stosunek reformatora do spodziewanego dziecka. W tych pięciu jakże
przejmujących słowach Doktor Marcin inspiruje i prowokuje zarazem każdego z nas
do indywidualnej oceny tego, co niesie los. Książę, student, czy rolnik, pani z
kiosku, konduktor a może bibliotekarz to zupełnie inne osoby, ze specyficznym
dla siebie bagażem doświadczeń życiowych i pakietem emocji oraz sposobem
wyrażania ich, tak werbalnie jak i przy użyciu gestów… Ta nietuzinkowa
deklaracja mobilizuje do pokonywania osobistych barier, ograniczeń. Nieistotne
jest bowiem to, co pomyślą o nas inni, najważniejsze to przeżywać dany nam czas
świadomie, po swojemu, nie powielając schematów książkowych, bez maski, teraz i
szczerze, zgodnie z sobą. Ks. Marcin Luter szuka w sposób nadzwyczajny swojej
roli przy ciężarnej żonie, decyduje się wesprzeć ją w tym okresie, bez względu na
to, jak niecodzienna i szokująca wydaje się jego postawa. Czuje
odpowiedzialność za Katarzynę i dziecko, to stanowi teraz priorytet…
Urodzona Magdalena zupełnie skradła serce Doktora Lutra!
Podczas pobytu w twierdzy Coburg (1530) Reformator zabrał z sobą namalowany
przez Łukasza Cranacha Starszego portret najukochańszej córeczki. Była dla
niego wielką radością – ale jak los zechciał – również wielką próbą. W wieku
zaledwie 13 lat Magdalena zmarła w obecności ojca. Liczne źródła (WA TR 5,
5490-5502, WA BR 10, 146f., WA BR 12, 352f.) opisują dramatyczne rozstanie ks.
Marcina z córką. Zapytał ją wówczas: „Magdalenko, moja córeczko, zostań przy
mnie, przy swoim ojcu, czy chcesz do innego Ojca?” Dziewczynka miała wtedy
odpowiedzieć: „Tak, Drogi Tato, jak Bóg zechce.” Na co ojciec miał wykrzyknąć:
„Ty kochana córeczko!” (WA TR 5, 5494).
Po jej stracie Luter nie poddał się przygnębieniu. Oparcie
dodawało mu przekonanie, że Magdalena żyje w Bogu. To właśnie w wierze Reformator odnalazł siłę do pokonywania przeciwności losu, z takiej postawy
czerpię i ja na co dzień. Luter wprawdzie nie rozpaczał, ale i nie mógł
zapomnieć utraty kochanego dziecka. Trzy lata po śmierci Magdaleny wspominał,
że odeszła …
Literatura:
1. H. Schilling, Martin Luther Rebell in einer Zeit des Umbruchs, 2014, 347-348.
2. B. Mazurkiewicz, A. Wietrzyńska, E. Dmoch-Gajzlerska, Decyzje o porodzie rodzinnym: przyczyny, motywy i uwarunkowania, Zdrowie i dobrostan 3/2014, 89-108.
Wolałabym użyć w tłumaczeniu wyrazu "łono" zamiast "macica" ze względu na kontekst bardziej pasuje ten staropolski wyraz używany w przekładach Biblii niż ten medyczny termin.
OdpowiedzUsuńWlasnie na tym polega ponadczasowosc tego zdania Lutra, ze uzyl on terminu medycznego, Pani Anno :) "Der Uterus" czyli "macica" a nie "der Schoß" czyli "łono". Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPięknie się czyta Twojego bloga. Dziękuję i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję! Miłej lektury -:)
OdpowiedzUsuń