sobota, 5 grudnia 2020

Rewolucyjność traktatu „O wolności chrześcijanina”


"O wolności chrześcijanina” (WA 7, 20-38) to moje ulubione pismo Marcina Lutra, bowiem przemawia do mnie w pełni, porusza, uczy... Wittenberski Reformator przekracza w nim schematy intelektualne i obyczajowe związane z pojmowaniem siebie jako autonomicznego „ja” w kontekście relacji z sobą i otaczającym światem.  Dzięki rzeczowym argumentom przedstawione stanowisko nie traci na aktualności, nawet po pięciu wiekach…

W sformułowanych na początku traktatu zdaniach:

A) Chrześcijanin jest całkowicie wolnym panem wszystkich rzeczy, nikomu nie podległym.
B) Chrześcijanin jest najuleglejszym sługą wszystkich rzeczy i wszystkim podległy. (WA 7, 21, 1-4)

Marcin Luter przypomina, że nasza natura ma dwubiegunowy charakter. Składamy się z elementu cielesnego (materialnego) i duchowego. Z jednej strony można powiedzieć, że to nic odkrywczego. Już starożytni filozofowie greccy (m.in. Platon, Sokrates) mówili o ludzkiej duszy. Na kartach Ewangelii czytamy: "Nie samym chlebem żyje człowiek..." (Mt 4,4b). Doktor Luter kładzie jednak nacisk na złożoność ludzkich potrzeb i nierozerwalność obu tych elementów. W przeciwnym razie stajemy się paradoksem samym dla siebie, nie potrafimy zrozumieć tez o całkowitej wolności przy jednoczesnym byciu „sługą wszystkich rzeczy”.  To duchowość i cielesność tworzą jednostkę na wskroś niepowtarzalną, i dlatego należy zaspokajać potrzeby zarówno materialne, jak i sfery duchowej. Spełniając się tylko w jednym obszarze, nasz rozwój jest połowiczny. Przełomowość konceptu Lutra wykracza daleko poza teologiczne spojrzenie na człowieka i czasy, w których żył Reformator. Dopiero w XIX wieku wzięto pod uwagę wpływ czynników psychicznych na ludzki organizm w ramach teorii zwanej psychosomatyką. Z czasem wykazano, że nadciśnienie tętnicze, przewlekłe zaparcia, a pośrednio również i otyłość należą do chorób wywołanych zaburzeniami w sferze duchowej.

To, co szczególnie ujmuje mnie w piśmie „O wolności chrześcijanina”, wiąże się z autonomią sumienia człowieka zakotwiczonego w Słowie Bożym. Każdy z nas jest suwerennym indywiduum w kwestii wiary i sumienia, a tym samym nie podlega ocenie drugiego człowieka. Jakże innowacyjny pogląd! W ramach powszechnego kapłaństwa wiernych, które doktor Luter postulował w traktacie „Do szlachty niemieckiej…”, zanika różnica między duchowieństwem, a osobami świeckimi. Jako zbiór chrześcijan jesteśmy sobie równi. Bóg kocha każdego z nas w niepowtarzalny sposób: bezgranicznie, mimo naszych przywar, niewdzięczności i zwątpienia. Nie jesteśmy w stanie niczego zrobić, by zaskarbić sobie tę miłość – ona dostała nam dana niezasłużenie, bez względu na nasze uczynki, a jedynie przez Ofiarę Syna Bożego na krzyżu za każdego z nas, a jako dzieci Boże stanowimy zbiór (zbór) świadków tej miłości, która przekracza wszystkie granice racjonalnego myślenia. Jeżeli postępujemy zgodnie z własnym sumieniem, nie musimy obawiać się osądu ludzi, jako że i tak jesteśmy ukochani przez Stwórcę, który zawsze czeka na nas, jeśli zbłądzimy i zechcemy do Niego powrócić. Tak, w naszym życiu mamy prawo do pomyłek! Nie jesteśmy doskonali i Bóg nie wymaga tego od nas, zwłaszcza, że żadnym uczynkiem nie zmienimy tego stanu rzeczy. Jeśli jednak podejmujemy decyzje w oparciu o własne wewnętrzne przekonanie, nawet gdyby prowadziło ono w złą stronę, możemy liczyć na pomoc Pana, który kocha nas takimi, jakimi jesteśmy, a nie takimi, jakimi powinniśmy być. Jako suwerenna jednostka mamy własną drogę do Boga, której żaden inny człowiek (krewny, duchowny) nie może nam narzucić. Ta świadomość uwalnia w sposób oczywisty z konwenansów, odgórnie narzuconych zwyczajów i praktyk, zachęcając nas jednocześnie do wzięcia odpowiedzialności za swoje życie, do odważenia się, by żyć zgodnie z sobą, by nieprzypadkowo budować relacje z Bogiem i otaczającą rzeczywistością. Myślę przy tej okazji o współczesnych Reformatorowi ludziach, zastraszanych przez duchowieństwo Bogiem gniewnym, który każe za występki, zmuszanych moralnie do praktykowania celowo ustanowionych rytuałów, jak pielgrzymki, czy kupno odpustów. Traktat "O wolności chrześcijanina" musiał być wtedy niezwykle dużym zaskoczeniem proponującym totalne przebiegunowanie w relacjach człowiek-Stwórca i człowiek-człowiek. Marcin Luter proponuje, by stosunki międzyludzkie były oparte na wzajemnej pomocy, swoistej służebności w imię miłości do bliźniego jako elementu Bożego Stworzenia. Tak właśnie powinniśmy realizować odpowiedzialność za świat: z rozmysłem, ale zgodnie z odgłosami własnego serca. Informatyzacja i globalizacja spowodowały zmianę stylu życia: w wirtualnej rzeczywistości funkcjonujemy pod różnymi pseudonimami, ale dla Boga nigdy nie pozostajemy anonimowi: za konkretnym nickiem, napisanymi słowami stoi dana osoba z bagażem doświadczeń życiowych, poglądem na świat, wadami i zaletami, i należy starać się rozumieć jej postępowanie, niejako na nowo widzieć człowieka.W tak budowanej wspólnocie, w której troszczymy się o dobro drugiej strony, nie ma miejsca na wykluczenie, marginalizację i celowe izolowanie. Jakże głębokie teologicznie i antropologicznie jest to spojrzenie na wolność!

Ponadto, nieszablonowa jest wizja, iż w każdym z nas istnieje taka cząstka wolności, której żaden człowiek nie jest w stanie nam odebrać. Uniwersalność tych słów zadziwia w każdej epoce historycznej! Żyjemy w czasach, gdzie elastyczność i możliwość adaptacji jest pożądana, nie tylko na rynku pracy. W ten sposób doprowadzamy do zaniku indywidualności – tworzą się mniej lub bardziej sprecyzowane gremia próbujące przekonać do sensowności odpowiedzialności zbiorowej. Tymczasem, jak pokazuje historia ludzkości ten koncept jest iluzoryczny, gdy tylko jakaś określona grupa musi faktycznie wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje. Wtedy pojedynczy członkowie  szukają między sobą winnego, chętnie atomizują się, by pokazać swoją osobę w lepszym świetle, by uniknąć konsekwencji. Cóż za ironia! Tym niemniej umiejętność funkcjonowania w zespole nie powinna redukować naszej osobowości: możemy sami zdecydować o rozwoju własnych zainteresowań, formie spędzenia urlopu itd. 

Oryginalność tej myśli ma praktyczne zastosowanie również w innych sferach ludzkiego życia. Iluż z nas zmaga się z różnymi dolegliwościami, brakiem umiejętności, możliwości itd. Tak rodzi się poczucie braku spełnienia, niejako bycia uwięzionym w szeroko pojętym niedostatku. Tymczasem miłość Boża uwalnia nas z materialnych więzów, niedostatecznej ilości czegoś. Zrozumienie potęgi wybaczającej miłości Bożej, przyczynku naszej wewnętrznej wolności, niezależności -  to życiowe zadanie dla każdego z nas. Jakże istotną rolę muszą odgrywać te słowa w więziennictwie, gdzie ograniczenie swobody poruszania się jest czymś powszechnym! Tak, każdy z nas jest wolny – nawet, za zamkniętymi drzwiami ośrodka resocjalizującego, szpitala, drzwiami serc ludzi, którzy wiedzą lepiej od nas, jak powinniśmy żyć. Jesteśmy wolni dzięki miłości Bożej nadającej sens naszemu świadomemu przeżywaniu danego nam tu czasu! Traktat Marcina Lutra to odkrywczy manifest wolności prowokujący intelektualnie do nawrócenia, do uwierzenia w wolność daną nam przez Stwórcę.

Reasumując, „O wolności chrześcijanina” jest pismem pionierskim w tak wielu sferach ludzkiego życia, że nie bez przyczyny należy do najważniejszych dzieł wittenberskiego Reformatora. Zwięzły tekst pobudza do rozważenia indywidualnej postawy chrześcijanina, budowania świadomej relacji z Bogiem i światem opartej na miłości i wdzięczności za jej wyzwalające działanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz