sobota, 15 lipca 2023

Luteranizm na terenach Wielkopolski w I Rzeczpospolitej

Kościόł Łaski Bożej w Poznaniu na ulicy Obozowej

Wielkopolska i Prusy Królewskie były dwiema dzielnicami dawnej Rzeczypospolitej, gdzie luteranizm uzyskał znaczne wpływy, podczas gdy w innych regionach, w których wprawdzie Reformacja rozwijała się szybko (jak Małopolska i Litwa), nie przyjął się zupełnie. Jeżeli chodzi o specyfikę wielkopolską, to złożyły się na nią przede wszystkim: licząca się rola mniejszości niemieckiej oraz sąsiedztwo krajów, gdzie ruch reformacyjny odniόsł pełne zwycięstwo. Największe ugrupowania Niemców znajdowały się w powiecie wałeckim, okolicach Międzyrzecza i w ziemi wschowskiej, ale mniejsze grupy mieszkały także w głębi kraju, m. in. w Poznaniu i Kościanie.

Od pierwszych lat po wystąpieniu doktora Marcina Lutra wittenberskie idee docierały do Wielkopolski różnymi kanałami, ale zatrzymywały się na barierze językowej. Wśród Polaków na razie tylko jednostki ulegały programowi naprawy Kościoła, podczas gdy na szersze kręgli zaczęła ona oddziaływać dopiero w czterdziestych latach XVI stulecia. Tymczasem niemieccy mieszczanie i (nieliczna zresztą) szlachta spontanicznie przyjmowała luteranizm; trochę wolniej proces ten przebiegał wśród chłopów. Do końca XVI wieku na pewno olbrzymia większość zamieszkujących Wielkopolskę Niemców przyjęła luteranizm. Przez ten czas stał się on do tego stopnia integralną częścią niemieckiej kultury mieszczańskiej.

Kiedy luteranizm zaczął sobie zyskiwać liczniejszych zwolenników wśród Polaków, zderzył się z innym nurtem Reformacji: z braćmi czeskimi, którzy w latach pięćdziesiątych zdobyli wielu wyznawców i zaczęli zakładać polskie zbory. Wkrótce jednak okazało się, że znaczna część wielkopolskich stronników Reformacji do braci czeskich nie przystąpi. W latach 1557-58 zorganizował się na tym terenie kościół luterański, który przyjął Konfesję Augsburską (CA). Dla przeciętnego szlachcica, którego problemy ściśle teologiczne mniej interesowały, ważne było to, że bracia stawiali swoim członkom bardzo rygorystyczne wymogli moralne, a w ich organizacji kościelnej rola ludzi świeckich była znikoma. Ponadto wielkopolscy luteranie chcieli urzeczywistnić ideę państwowego kościoła, jak w Prusach Książęcych; łączyło się to ze współpracą polityczną z księciem Albrechtem Hohenzollernem, który zresztą w tym czasie był lojalnym wasalem króla Zygmunta I Starego. Albrecht zaś nie pozostawał bierny i prowadził intensywną kampanijna rzecz rozwoju luteranizmu na terenie Polski. Do politycznych zwolenników księcia należeli Górkowie, najpotężniejsza wówczas w Wielkopolsce rodzina magnacka, a także główmy organizator kościoła luterańskiego, Stanisław Ostroróg, dziedzic Grodziska. Z innych magnatów luterańskich należy wymienić: Stanisława Latalskiego, Jana Tomickiego, Jana Zborowskiego, Potulickich, a z bardziej znanych rodzin szlacheckich: Bnińskich, Bojanowskich, Bronikowskich, Górskich z Miłosławia, Orzelskich, Ossowskich. Z braku źródeł nie da się ustalić dokładnej listy zborów i nie zawsze można rozstrzygnąć, w jakim języku odbywały się nabożeństwa. W XVI wieku działało prawdopodobnie ok. 40 zborów polskich, przy czym największe zgrupowanie istniało w dawnym powiecie kościańskim, a główny ośrodek stanowił Grodzisk, gdzie w latach 1569-89 przebywał superintendent, Erazm Gliczner, działała szkoła i drukarnia.. Na pewno istniały takie zbory, gdzie nabożeństwa odbywały się w obu językach, ale tylko w paru wypadkach (Poznań, Międzyrzecz) możemy to konkretnie stwierdzić.

Zygmunt August udzielił niektórym miastom Prus Królewskich przywilejów pozwalających na wprowadzenie idei reformacyjnych, ale brak jest jakiegokolwiek podobnego dokumentu dla Wielkopolski. Mimo to wznoszono kościoły luterańskie zna ziemiach wielkopolskich, a nawet zajmowano katolickie, tylko na mocy porozumienia między starostą a mieszkańcami. Starosta nie mógł ich zmuszać, gdyż mieli prawo odwołać się do króla. Gdyby zaś próbowali wprowadzać Reformację na własną rękę, starosta mógł to potraktować jako bunt. Zajęto więc zostały kościoły katolickie na tych terenach, gdzie Niemcy stanowili większość, tj. w starostwach: drahimskim, wałeckim, międzyrzeckim i wschowskim. W starostwie babimojskim dokonało się to w małym, niemieckim miasteczku Brójcach. W Kościanie, gdzie zwolennicy Reformacji stanowili bardzo silną grupę, postawa starosty przesądziła sprawę na korzyść katolicyzmu. W Poznaniu powstała duża, parotysięczna parafia ewangelicka. Luteranie odbywali nabożeństwa w pałacu Górków, a później wybudowali sobie kościółek poza murami miasta, gdzie ostatnio wzniesiono pomnik Armii Poznań. Luteranizm przeniknął także do mieszkańców dóbr duchownych, przede wszystkim opactw cysterskich: bledzewskiego i paradyskiego.

Odmienne mechanizmy kierowały stosunkiem do Reformacji ludności polskiej i niemieckiej. Wprawdzie w Wielkopolsce niektórzy polscy zwolennicy ruchu reformacyjnego wybrali właśnie luteranizm, niemniej ograniczony zasięg tego wyznania tłumaczyć można tym, iż mimo wszelkich zasług dla rozwoju języka narodowego, nawiązywał do niemieckich tradycji kulturowych. Ponadto, tam gdzie stał się kościołem państwowym, znakomicie mógł służyć wzmocnieniu władzy panującego; jak wiadomo rozwój stosunków politycznych w Rzeczypospolitej poszedł w zupełnie innym kierunku. Zanim zaś Reformacja zaczęła oddziaływać na szersze kręgi społeczeństwa polskiego, cały ten ruch został opanowany przez szlachtę. Tymczasem druga połowa XVI wieku była okresem zaostrzenia poddaństwa chłopów, ograniczania przez szlachtę praw miejskich i to stało się problemem znacznie poważniejszym niż pretensje, jakie te warstwy społeczne miały do duchowieństwa katolickiego. Mieszczanin and chłop nie był zainteresowany reformą chrześcijaństwa, która wyszła by na korzyść przede wszystkim szlachcie. Reasumując, konflikty społeczne, które na tych terenach działały na rzecz Reformacji, obróciły się przeciw niej.

Czy nie było równie silnego antagonizmu między szlachtą a luterańskimi miastami zachodniego pogranicza i Prus Królewskich? Oczywiście, że tak - a nawet manifestował się on w sposób bardziej dobitny. Ale takie miasto, w którym luteranizm zdobył zdecydowaną przewagę, zyskiwało potężny czynnik integrujący miejską społeczność. Gmina miejska, samorządna, rozporządzająca znacznym zakresem autonomia, stawała się zarazem samodzielną gminą kościelną. W świadomości mieszczan sprawa ich przywilejów gospodarczych czy sądowych, a sprawa wolności wyznania augsburskiego, łączyły się w jedną całość, której gotowi byli bronić wszelkimi siłami. Natomiast, jeśli luteranizm stał się wyznaniem mniejszości (jak np. w Poznaniu), to rozbijał jedność społeczności miejskiej, ułatwiał różne interwencje czynników zewnętrznych itp. W obu wypadkach mieszczanie uważali jednolitość konfesyjną swego miasta za sprawę pierwszorzędnej wagi i nie byli skłonni do tolerancji wobec tych, którzy znaleźli się w mniejszości, bez względu na to, czy byli to katolicy, luteranie, czy kalwini. Znacznie bardziej tolerancyjna (pomiędzy sobą) była szlachta, gdyż miała odmienną hierarchię wartości i uznała swobodę wyboru wyznania za atrybut "złotej wolności". Jeśli zaś katoliccy polemicy dowodzili, że rozbicie wyznaniowe osłabia państwo, zyskiwali niewielki posłuch. Na ogół szlachcicowi, który ,to usłyszał, jawiła się wizja państwa o silnej 'władzy królewskiej, której głównym filarem byłby kościół katolicki. Przypominało to monarchie habsburskie, do których szlachta czuła zdecydowaną antypatię.

Mówiąc o ludności nieszlacheckiej trzeba brać pod uwagę jeszcze inne czynniki. Mimo tak doniosłego wydarzenia, jak wojna chłopska w Niemczech, czy pomniejsze ruchy tego typu, nie wydaje się, by spontaniczne przyjmowanie Reformacji przez chłopów można było uznać za prawidłowość.

Wypadki konwersji - powrotu do katolicyzmu - zdarzały się nawet w najpomyślniejszych czasach, ale na przełomie XVI/XVII wieku stało się to zjawiskiem masowym. Powrót pana do katolicyzmu powodował automatycznie likwidację słabszych zborów, przede wszystkim polskich. Prawdziwą stratą była konwersja Jana Ostroroga, co doprowadziło do likwidacji zboru w Grodzisku oraz wygaśnięcie rodziny Górków i przejście wszystkich ich dóbr w ręce katolickie. Wobec luteran w dobrach prywatnych stosowano czasem środki przymusu, częściej jednak zostawiano ich w spokoju. Bardziej konsekwentnie postępowano w majętnościach duchownych, dając różnowiercom do wyboru; przejście na katolicyzm lub wypędzenie. Zygmunt III nakazał zwrócić katolickiemu duchowieństwu wszystkie kościoły w Rzeczpospolitej. Zostało to wykonane, ale tylko w starostwie wałeckim zdołano zmusić ogół mieszkańców do powrotu do katolicyzmu. Natomiast w starostwach drahimskim, międzyrzeckim i wschowskim, mimo utraty kościołów luteranie pozostali przy swoim wyznaniu. Budynek zborowy w Poznaniu był parokrotnie demolowany przez tłum, a w 1616 roku zburzony ostatecznie, po czym król wydał zakaz przyjmowania różnowierców do prawa miejskiego. Wielu z nich opuściło miasto.

Po utracie dawnych kościołów luteranie budowali nowe, a jeśli to nie było możliwe jeździli nawet do odległych. Czasem nauczyciel, czy ktokolwiek umiejący czytać odprawiał niedzielne nabożeństwa, a do odległego zboru udawano się tylko, by przystąpić do Sakramentu Ołtarza. Nieliczni Polacy, którzy pozostali przy luteranizmie, albo trwali w zborach pod patronatem szlachty, albo w małych grupkach przy znacznie większych gminach niemieckich. W pierwszej połowie XVII wieku wśród polskich luteran nie było w ogóle rodzin o pozycji magnackiej. Co więcej wielkopolski kościół ewangelicko-augsburski przestał istnieć jako organizacja. Ostatni polski superintendent Samuel Dambrowski opuścił Wielkopolskę już w 1615 roku i odtąd każda gmina żyła własnym życiem. Z czasem nieliczna garstka szlachty polskiej zaczęła myśleć poważnie o przyłączeniu się do braci czeskich, którzy również ponieśli znaczne straty, ale jednak zachowali większą liczbę zwolenników wśród ludności polskiej.

W czasie wojny 30-letniej napłynęła wielka fala uciekinierów ze Śląska, głównie niemieckich mieszczan. Wielkopolska zaczęła już odczuwać niepomyślne skutki długotrwałego panowania gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej, toteż magnaci i szlachta z otwartymi ramionami przyjmowali nowych osadników. Powstał w ten sposób szereg nowo lokowanych miast, jak Rawicz, Bojanowo, Swarzędz itdd.; przybysze osiedlali się też licznie w miastach już istniejących. Do 1655 roku powstało 17 nowych niemieckich gmin luterańskich w miastach, nie wiadomo dokładnie ile po wsiach, a dawne zostały znacznie zasilone. W końcu dopuszczono luterańskich imigrantów także do miast- królewskich, m. in. do Poznania, gdzie jednak nie wolno im było urządzać nabożeństw; musieli jeździć do Swarzędza, który był własnością prywatną.

W 1634 roku odnowiono organizację wielkopolskiego kościoła ewangelicko- augsburskiego po niemal 20-letniej przerwie, na świeckich seniorów generalnych wybierano przedstawicieli polskiej szlachty, natomiast na superintendentów tylko ludzi pochodzenia niemieckiego. O ile można się zorientować, już przed 1655 przestały istnieć zbory wyłącznie polskie, (ostatni chyba był w Witkowie Polskim, zlikwidowany w 1644), choć w niejednym jeszcze posługiwano się obydwoma językami. Ale zaznaczał się dotkliwy brak polskich kaznodziejów. Przez dwadzieścia lat, wobec braku superintendenta, nie miał kto dbać o ich wykształcenie. W tych warunkach w pełni funkcjonował stereotyp "Polak-katolik", "Niemiec-luteranin". Prawdopodobnie w stosunku do ludności nieszlacheckiej był on używany już w XVI wieku, ale brak na to wyraźnych dowodów. Natomiast w pierwszej połowie XVII stulecia potocznie spotyka się zwroty: „niemiecka wiara", "polska wiara", "niemiecki kościόł". Trochę później, w latach potopu szwedzkiego, Jan Leszczyński pisał, że trzeba wydać uniwersały: jeden do Polaków, drugi do dysydentów.

Potop szwedzki przyniósł ogromne zaostrzenie tych przeciwieństw. Kraj wstał napadnięty, podbity i spustoszony przez wojska szwedzkie, które w znacznej części składały się zresztą z Niemców, a i jedni i drudzy byli luteranami. Walkę ze Szwedami podejmowano pod hasłem obrony wiary katolickiej, a wszystkich różnowierców piętnowano, jako zdrajców i sprzymierzeńców wroga. Nie przeszkadzało temu ani to, że w pierwszej fazie wojny masa katolickiej szlachty poddała się Szwedom i gotowa była uznać panowanie Karola Gustawa, ani to, że postawa dysydentów nie była jednolita. Właśnie obaj seniorowie generalni kościoła luterańskiego, Stefan Bojanowski i Andrzej Ossowski, starosta wschowski, nie przyłączyli się do Szwedów i od chwili zawiązania konfederacji województw wielkopolskich walczyli w jej szeregach. Pamiętano o tym, że wielkopolscy Niemcy licznie zaciągali się do wojska szwedzkiego, że inni służyli im za tłumaczy i przewodników, że Leszno stawiło zbrojny opór polskim oddziałom, wreszcie, że niektórzy przedstawiciele miejscowej, niemieckiej szlachty, służący w armili szwedzkiej, odznaczyli się niepospolitym okrucieństwem, jak np. Krzysztof Unrug czy też Ernest Seher-Toss i bracia von Zedlitz, sprawcy bestialskiego mordu na katolickich księżach w Zbąszyniu.

Okres wzmożonych szykan, jeśli nie powiemy prześladowań różnowierców, pokrywał się z największym rozpasaniem anarchii szlacheckiej. W wielu wypadkach doszło do odbierania kościołów ewangelickich i przekazywania ich katolikom lub niszczenia ciągnęło się to do czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego. Duchowieństwo katolickie, nie widząc możliwości całkowitego wykorzenienia niemieckiego luteranizmu, starało się w pierwszej kolejności wytępić resztki polskiego. Spotykamy zakazy odbywania polskich nabożeństw. Najbardziej spektakularnym przykładem jest sprawa zboru w Sieniutowie. Pastor Aaron Blivernitz, torunianin, zaczął tam głosić polskie kazania z takim powodzeniem, że kilka osób nawrócił na luteranizm. Tymczasem od 1669 roku obowiązywała ustawa o apostazji, zakazująca pod surowymi karami porzucać katolicyzm. W 1671 roku Trybunał Koronny skazał na ścięcie Blivernitza i pisarza miejskiego, a kościół w Sieniutowie na zburzenie. Obaj zdążyli uciec.

U o schyłku XVII wieku polski luteranizm w Wielkopolsce wykruszył się ostatecznie. W okolicach Kargowej oraz w powiecie ostrzeszowskim, (którego wówczas nie zaliczano do właściwej Wielkopolski), mieszkali polscy chłopi, ewangelicy, ale byli to imigranci ze Śląska. Resztki polskiej szlachty albo przeszły na katolicyzm, albo na kalwinizm (niektóre polskie rodziny ziemiańskie wytrwały przy kalwinizmie aż do XX wieku), pozostały nieliczne jednostki, na ogół znajdujące się już na drodze do wynarodowienia. Jednym słowem, stereotyp "Polaka-katolika" i "Niemca-luteranina" był w przedrozbiorowej Wielkopolsce bardzo bliski rzeczywistości. Nie można się zgodzić z twierdzeniem niektórych hlistoryków, że powstał on dopiero w drugiej połowie XIX w. Istniał już znacznie wcześniej, choć w okresie Oświecenia zszedł na dalszy plan, gdyż ludzie wykształceni nie rozumowali wówczas takimi kategoriami. Odżył w drugiej połowie XIX wieku, gdy odmienne warunki społeczne i polityczne nadały mu nową treść.

Ostatni, przed rozbiorami Rzeczpospolitej, synod wielkopolskich luteran odbył się w 1790 roku we Wschowej. Tutaj ukazały się także pierwsze wydania pism doktora Marcina Lutra, przetłumaczone na język polski i rozpowszechniane później w całym kraju.

W okresie rozbiorów nastąpił w Wielkopolsce silny wpływy germanizacji. Doszło do tego, że pod koniec XVIII wieku na całym jej obszarze ostał się z dawnych czasów tylko jeden luterski kościół w którym odprawiano nabożeństwa w języku polskim. Działo się to w Unrugowie k/ Wschowy. Nowe zbory luterskie, prawie wyłącznie polskie, powstały natomiast w Ostrowie (1778), w Odolanowie (1780), w Kępnie (1799), w Ostrzeszowie (1806) Pod koniec XIX wieku w południowo wschodniej części Poznańskiego istniało jeszcze 16 polskich ewangelickich szkół.

Literatura:

1. J. Dworzaczkowa, Luteranizm w Wielkopolsce i jego społeczno-narodowe aspekty, 1986, 79-88.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz