Alegoria Reformacji
W e-mailach z Państwa odpowiedziami padało często pytanie, czym dla mnie jest Reformacja. Postaram się zatem na nie odpowiedzieć.
W e-mailach z Państwa odpowiedziami padało często pytanie, czym dla mnie jest Reformacja. Postaram się zatem na nie odpowiedzieć.
Reformacja
dla mnie to ruch, proces, który ulega zmianom, coś dynamicznego,
niedającego zatrzymać się ani wpisać w jakąś formę, ramę. Nierzadko w
literaturze historycznej i teologicznej mowa jest o ruchu reformacyjnym.
Cała ta aktywność związana z wygłoszeniem i/lub przybiciem do drzwi
kościelnych 95 tez Doktora Marcina Lutra 31 października 1517 roku
objęła zmianami nie tylko na płaszczyznę religijną, ale także
społeczno-polityczną. Tak jak przedstawia to tło tej strony: rozmawiają
literaci (w zilustrowanej alegorii – Petrarca z wieńcem laurowym na
głowie), podróżnicy, naukowcy, książęta, artyści. Na skutek debat –
najpierw w kręgu uczonych a z czasem w każdym domu – człowiek stał się
jednostką, podmiotem a nie jedynie częścią jakiejś nieopisanej masy.
Dzięki Reformacji każdy mógł zabrać głos w tak istotnej kwestii jak Bóg,
śmierć, czy wiara. Rozmowa niesie jedynie pozytywne skutki. Po
pierwsze, obie strony próbują przekonać się nawzajem a żadna z nich nie
jest depozytariuszem prawdy. Jedynie równi sobie pod wieloma względami
(w tym grzeszności) partnerzy rozpoczynają rozmowę, wymianę myśli. Po
drugie, jeśli już o czymś dyskutuje się, oznacza to, że podejmowany
temat jest ważny dla obu stron. Brak rozmowy powoduje, że tracimy z sobą
kontakt, stajemy się obojętni na problemy innych.
Reformacja dla
mnie to nieustanna próba zrozumienia współczesności, którą w XVI wieku
tworzyły odkrycia geograficzne, helio- a nie geocentryczny model
wszechświata, rozwój sztuk plastycznych, w tym warsztatu Łukasza
Cranacha Starszego. Również dzisiaj świat stawia przed nami epokowe
wyzwania, prawda? Wszystko to ma jednak solidny fundament w Biblii,
Słowie Bożym i zawartych w Nim wartościach, które od dwóch tysięcy lat
nie ulegają zmianie, przewartościowaniu. W przedstawionej alegorii unosi
Je w górę ksiądz Marcin Luter a przypomina o Nim, wskazując palcem
podczas rozmowy z dwoma mężczyznami – najbliższy współpracownik i
przyjaciel Lutra – Filip Melanchton. Uderzające w Reformacji dla mnie
jest to, że ona nigdy nie skończy się. Ludzkość bowiem tworzy z biegiem
czasu jeszcze bardziej rozwiniętą cywilizację. Rozwój ten służyć może
nam tylko pod jednym warunkiem, że oprzemy się na uniwersalnych
fundamentach, na tym, co powoduje, że identyfikujemy się z naszą
historią, korzeniami. Tą podstawą jest według Reformacji Biblia. Każdy z
nas zobowiązany jest moralnie podejmować decyzje codzienności, biorąc
pod uwagę naukę płynącą z chrześcijańskich wartości szacunku,
miłosierdzia i odpowiedzialności za drugiego człowieka. W przeciwnym
razie, pozbawieni gruntu zatracimy się w dyskusjach, gąszczu argumentów,
pozornych autorytetach. Witalizm i kreatywność będą piętrzyć problemy
zamiast je rozwiązywać. Doszukując się coraz to nowych wyjątków od
prawideł, zabrniemy w zaułki absurdu. Inicjatywa i entuzjazm wyczerpią
się z braku zdrowego rozsądku. Nadmiar rozmów, paplanina w jednym
temacie a brak jakiegokolwiek dialogu w innym polaryzować będzie
pozornie wyemancypowane ego-jednostki. Spragnieni prawdy będziemy szukać
jej w horoskopach i tym, co na chwilę przyciąga uwagę – modzie,
trendowi. Potrzebę przeżyć duchowych, transcendencji, którą ma każdy z
nas, w tym człowiek niewierzący, zastąpimy coraz bardziej dostępną na co
dzień (w mediach, prasie…) cielesnością. Nie mogąc poradzić sobie z
zagadnieniem wieczności w wymiarze duchowym, zechcemy być nieśmiertelni.
Coraz więcej, dłużej, bardziej – to wyznacznik ludzkiej trwałości.
Coraz więcej produkować, by zyskać miano wytwórcy. Coraz dłużej żyć w
ciągle odmładzanych medycznie ciałach, by osiągnąć nieprzemijalność.
Coraz bardziej przypominać Boga? W ferworze poszukiwania szczęścia
uciekać będziemy w świat używek, a gdy te okażą się równie złudne, co
księżyc odbijający promienie świetlne, popadniemy w zwątpienie nad
sensem życia, zaczniemy się bać samych siebie i tego, co stworzyliśmy,
by ułatwiało nam codzienność. Zamiast zapału, rozmachu w wielu
dziedzinach życia będzie się obserwować zgiełk, wrzawę, rozgardiasz,
tumult i wolnoamerykankę.
Czy to aby nie opis naszej
teraźniejszości? Jak widać postulaty przedstawiane przez Reformację nie
tracą na znaczeniu, nawet po 500 latach…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz