sobota, 9 stycznia 2021

500 lat formalnego rozdziału pomiędzy Kościołem większościowym a reformacyjnym

Doktor Marcin Luter został ekskomunikowany, czyli formalnie wykluczony z życia Kościoła, na mocy bulli papieskiej Decet Romanum Pontificem 3 stycznia 1521 roku. Jednocześnie dokonano rozdziału zwolenników Odnowy Kościoła w Piśmie od Kościoła większościowego kierowanego przez papieża w Rzymie, czyniąc Lutra pionierem ruchu reformacyjnego i zakładając jedność tego ruchu, co jest prawdziwe jedynie w niektórych aspektach teologicznych: już w pierwszych dekadach wyłoniła się reformacja szwajcarska i ruch wolnokościelny (anabaptyzm). Kościół rzymskokatolicki nigdy nie zdecydował się na pośmiertną rehabilitację Marcina Lutra. Jakie konsekwencje ma zaniechanie tej decyzji dla chrześcijaństwa zachodniego?

Z jednej strony wydawałoby się, że marginalne. Wittenberski Reformator nigdy nie pełnił roli nieomylnego autorytetu w wierze, jak często zarzuca się to zwolennikom jego koncepcji reformy Kościoła. Mimo rozmaitego odbioru tej postaci na przestrzeni wieków w protestantyzmie konfrontowano się konstruktywnie z jego teologią i cechami charakteru, osobowością. Ceniony jako teolog za powrót do źródła - do Biblii, doktor Luter jako człowiek pozostawał grzesznikiem jak każdy inny chrześcijanin, nawet wtedy, gdy postrzegano go jako bohatera wiary, który miał odwagę sprzeciwić się papieżowi i cesarzowi. Jego listy i traktaty o charakterze osobistych wypowiedzi nigdy nie odegrały istotnej roli w teologii luterańskiej. Idealizowanie osoby Marcina Lutra nie wpływało na indywidualne postrzeganie wiary w Trójjednego Boga i Jezusa Chrystusa jako jedynego Pośrednika, tak charakterystyczne dla Kościołów reformacyjnych. Ponadto decyzje papieskie odnośnie ekskomuniki Reformatora odgrywają dla protestantów formalnie niewielką rolę, jako że jedynym autorytetem w wierze nie jest urząd papieski, czy Tradycja Kościoła, a Pismo Święte, zgodnie z zasadą sola scriptura.

 Z biegiem wieków Kościół rzymskokatolicki zmieniał zdanie na temat działalności wittenberskiego Reformatora: od celowych pomówień Cochläusa w XVI wieku, w świetle których Marcin Luter był między innymi owocem związku jego matki z diabłem, po XIX-wieczną koncepcję teologa sprzeciwu. Papież Jan Paweł II wydał list z okazji 500-lecia urodzin Reformatora 10 listopada 1983 roku, w którym czytamy:
 
„Istotnie, naukowe badania uczonych, tak ewangelickich, jak i katolickich, badania, w których już osiągnięto znaczną zbieżność poglądów, doprowadziły do nakreślenia pełniejszego i bardziej zróżnicowanego obrazu osobowości Lutra oraz skomplikowanego wątku rzeczywistości historycznej, społecznej, politycznej i kościelnej pierwszej połowy XVI wieku. W konsekwencji została przekonująco ukazana głęboka religijność Lutra, którą powodowany stawiał z gorącą namiętnością pytania na temat wiecznego zbawienia. Okazało się też wyraźnie, że zerwania jedności Kościoła nie można sprowadzać ani do niezrozumienia ze strony Pasterzy Kościoła katolickiego, ani też jedynie do braku zrozumienia prawdziwego katolicyzmu ze strony Lutra, nawet jeśli obydwie te okoliczności mogły odegrać pewną rolę. Podjęte rozstrzygnięcia miały głębokie korzenie. W sporze na temat stosunku między wiarą a tradycją wchodziły w grę sprawy najbardziej zasadnicze, odnoszące się do właściwej interpretacji i recepcji wiary chrześcijańskiej, sprawy zawierające w sobie potencjalność podziału Kościoła, nie dającego się wytłumaczyć samymi racjami historycznymi.” 

Obustronne uznanie chrztu i wspólna Deklaracja o Usprawiedliwieniu z Wiary podpisana 31.10.1999 roku pomiędzy przedstawicielami Kościoła rzymskokatolickiego, a luterańskiego mogłyby świadczyć o nie do końca kluczowej roli ekskomuniki Marcina Lutra w trudnych aspektach wzajemnych relacji. Czy rzeczywiście jedynie kwestie teologiczne nas dzielą? Dlaczego tak wiele jest ostrożności, czy nawet niechęci, w dialogu pomiędzy katolicyzmem tradycji rzymskiej, a protestantyzmem? 

Marcin Luter jest historycznym symbolem namacalnej próby Odnowy chrześcijaństwa, która dzięki wielu czynnikom okazała się efektywna. Uznanie go za heretyka, osobę wykluczoną z Kościoła ma dla zwolenników Reformacji metaforyczne znaczenie. Identyfikowanie się z ideami zapoczątkowanymi przez wittenberskiego profesora teologii naraziło cały obóz reformacyjny (reformatorów szwajcarskich, anglikanizm, ruchy wolnokościelne) na odseparowanie od głównego nurtu chrześcijaństwa zachodniego identyfikującego się z papiestwem (Huldrych Zwingli nigdy nie został formalnie ekskomunikowany). Celowe odłączenie protestantów doprowadzało z biegiem wieków do powiększania różnic w pojmowaniu roli Biblii w życiu codziennym, czy Kościoła jako zboru wierzących. Ponadto dialog między luteranizmem a katolicyzmem tradycji rzymskiej jest utrudniony z uwagi na to, że jego współtwórca jest wciąż postrzegany przez Kościół większościowy jako kacerz, buntownik, innowierca – przynajmniej formalnie, a co za tym idzie prawdziwość jego stanowiska jest stawiana pod znakiem zapytania. Kościół rzymskokatolicki rzadko rewiduje tego typu decyzje. 

Ważność ekskomuniki przemija wraz ze śmiercią ekskomunikowanego. 

Tym niemniej – jak pokazuje historia Dziewicy Orleańskiej – pośmiertna rehabilitacja nie jest niemożliwa. Rewizja procesu Joanny d´Arc została rozpoczęta po zakończeniu wojny stuletniej. Na wniosek inkwizytora generalnego Johana Bréhala i matki Joanny Isabelle Romée papież Kalikst III upoważnił to postępowanie znane również jako „proces unieważniający”, w którym Joannę d’Arc opisuje jako męczennicę i oskarża o herezję zmarłego biskupa Pierre’a Cauchon za skazanie niewinnej kobiety w akcie zemsty. Trybunał orzekł jej niewinność 7 lipca 1456. W 1920 roku Dziewica Orleańska została uznana za świętą Kościoła rzymskokatolickiego. 

Pośmiertna rehabilitacja Doktora Marcina Lutra byłaby gestem o ogromnym znaczeniu symbolicznym, o wyjściu naprzeciw trudnej historii, pełnej szkalowania i innych negatywnych zdarzeń, emocji. Na wielu stronach internetowych czyta się obraźliwe i wyssane z palca historie dotyczące doktora Lutra. One wciąż ranią, nie dlatego, że luteranie stawiają Reformatora na piedestale, tylko dlatego, że są zwykłym oszczerstwem, dopuszczonym przez przedstawicieli Kościoła rzymskokatolickiego cichym przyzwoleniem, brakiem reakcji na jawne kłamstwo. Konieczną do wyjaśnienia wydaje się kwestia nazwania papiestwa przez Marcina Lutra Antychrystem, tak regularnie powtarzanym na forach dyskusyjnych przez protestantów różnych nurtów pobożnościowych. Reformator rozumiał je w kontekście przypisywania sobie przez papieża duchowej władzy nad Kościołem, która według niego należała całkowicie do Syna Bożego i nie ma nic wspólnego z dzisiejszym pejoratywnym znaczeniem tego słowa, oscylującym wokół koncepcji papiestwa jako czegoś zrodzonego z szatana. Skoro nie miłość do bliźniego stawiana jako przykład przez naszego wspólnego Mistrza, Jezusa Chrystusa, to tak często udana współpraca protestanckich i katolickich historyków Kościoła mogłaby stać się fundamentem powrotu do prawdy, konstruktywnego dialogu. Pośmiertna rehabilitacja Marcina Lutra to akt akceptacji nauk, które głosił i uznanie ich ważności dla protestantyzmu przez stronę katolicką. 

Marazm papiestwa i kurii rzymskiej w tym względzie stawia wszelkie akty strony katolickiej  o charakterze pojednawczym pod znakiem zapytania. Jak mogą być one szczere i wiarygodne, skoro współautor strony protestanckiej jest postrzegany jako odszczepieniec? Jeśli proces ekumeniczny to dialog równoważnych sobie stron, dlaczego jeden z czołowych teologów luterańskich ma na sobie piętno heretyka? Czy papieże nie tracą na wiarygodności, skoro po tak pięknych słowach w liście z 1983 roku z okazji 500-lecia urodzin Reformatora nie uczynili nic, by zrehabilitować pośmiertnie tego, którego religijność uznano za głęboką? 

Kwestia pośmiertnej rehabilitacji Marcina Lutra nie jest kluczowa w rozmowach z Kościołem rzymskokatolickim, ma jednak znaczenie tak wieloznaczne, jak różnorodny jest luteranizm, i to powinno akceptować papiestwo, uznając nas za równoprawnego partnera w dialogu ekumenicznym. A o tym mówi się niezwykle rzadko. Mimo że relacje protestantyzmu, zwłaszcza luteranizmu, z Kościołem rzymskokatolickim rozwijają się pozytywnie na tak wielu płaszczyznach (np. ekumeniczny przekład Biblii na język polski, wspólna akcja adwentowa Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom (wraz z Kościołem prawosławnym), coraz liczniejsze nabożeństwa ekumeniczne itd.), to ich charakter jest w przeważającym stopniu pryncypialny. Widać to np. w życiu codziennym małżeństw, w którym jedna ze stron należy do Kościoła rzymskokatolickiego, a druga jest luteranką/luteraninem. Strona katolicka wyraża zgodę na ślub ekumeniczny pod warunkiem, że narzeczeni zobowiążą się pisemnie, iż zrodzone z tego małżeństwa dzieci zostaną ochrzczone w Kościele rzymskokatolickim, bez zasięgnięcia opinii samych Zainteresowanych. Ponadto dla sporej części środowisk katolickich w Polsce, które nie interesują się głębiej historią i teologią, dialog z luteranami i innymi protestantami jest bardzo często wykluczony z uwagi na to, iż współtwórca ewangelicyzmu tradycji augsburskiej - doktor Marcin Luter - jest oficjalnie uznany przez Kościół, którego są członkami, za ekskomunikowanego heretyka. Sytuację nie ułatwiają bardzo stronnicze publikacje o Reformatorze na rynku polskim, których autorami są dziennikarze związani z partią oficjalnie popierającą naukę Kościoła rzymskokatolickiego i kontrowersyjnej rozgłośni radiowej prowadzonej przez pewnego redemptorystę. Ich wykształcenie nie pozwala niestety na kompetentną pracę z materiałem historycznym z uwagi na brak doświadczeń w pracy naukowej, czy nieznajomość języka łacińskiego i staroniemieckiego, umożliwiających czytanie i rozumienie oryginalnych pism Marcina Lutra. W dwustronnym dialogu na poziomie organizacyjnym Kościoła niestety dominuje apriorycznie zdefiniowany przez biskupów katolickich depozytariat prawdy. Jedynie praca naukowa nad pismami historycznymi w ośrodkach odziera z uprzedzeń konfesyjnych. 

Czy jest to jedynie kwestia postrzegania siebie jako stronę dominującą przez katolicyzm? A może sam luteranizm nie dostrzega lub boi się merytorycznie przedstawić istotę kwestii, które polaryzują wzajemne relacje? Gorąco zachęcam do rozmów na ten temat na poziomie międzyludzkim, międzyparafialnym! Porozmawiajmy o wspólnej historii, mimo różnic w jej postrzeganiu! Dowiedzmy się czegoś o sobie i spróbujmy zrozumieć partnera, nawet wbrew osobistym przekonaniom. Tylko tak otworzymy nowy rozdział w podziale Kościoła zachodniego trwającego 500 lat. Jak długo ma trwać ta opieszałość? Brak reakcji na marazm jednej ze stron jest dokładnie tym samym.


Literatura:

1. D. Butler, Joan of Arc’s relics exposed as forgery. In: Nature (446), 2007, 593.

2. R. Pernoud, Joan of Arc By Herself And Her Witnesses, 1982, 268.

3. A. Thier, Kanonisches Recht. Max-Planck-Institut für ausländisches und internationales Privatrecht, Verlag Mohr Siebeck, auf wb-eup2009.mpipriv.de .

4. A. Terpin, Ekskomunika. Rys historyczno-kanoniczny, Resovia Sacra, 2014 (21), 447-468.

2 komentarze:

  1. Gdyby faktycznie Lutra ekskomunikowano, myślę że nie miałby szans na doczekanie spokojnej śmierci na swoim własnym łóżu przy najbliższych. Czy w oryginalnych zapisach historycznych napewno jest słowo ekskomunika a nie np. eksmisja, czy ekstradycja, deportacja, zsyłka albo inne tego typu słowo podobne do ekskomuniki w zapisach oryginalnego języka kronikarzy historycznych tamtych czasów?

    OdpowiedzUsuń
  2. Marcin Luter został ekskomunikowany i był od 3 stycznia 1521 roku do końca życia banitą. Bulla papieska wyraźnie mówi o ekskomunice, wykluczeniu z Kościoła. Wittenberski Reformator mógł czuć się bezpiecznie jedynie na terytorium swojego protektora elektora Fryderyka III Mądrego i tylko sporadycznie przekraczał granice Elektoratu: Marburg, Mansfeld.

    OdpowiedzUsuń